Jako organizacja z ponad 30-letnim stażem napatrzyłyśmy się na przemoc systemową w gabinetach i na oddziałach ginekologiczno-położniczych. Znamy na pamięć paternalistyczne mechanizmy lekceważenia pacjentek i naruszania ich praw. To nie zaczęło się wczoraj, chociaż pogorszyło się po 2015 roku.
Opisywałyśmy je w raportach i będziemy o nich mówić, dopóki się nie skończą. Naszą rolą jest krytyka naruszeń oraz zaniechań i nie mamy zamiaru z niej zrezygnować, bo cel jest prosty: poprawa sytuacji.
Nasz ostatni komentarz spotkał się jednak z zarzutem, że atakujemy „całe środowisko lekarskie, a nie pojedyncze wypaczenia”. Chcemy na to odpowiedzieć.
W przypadku ochrony zdrowia reprodukcyjnego nie ma czegoś takiego jak „pojedyncze wypaczenia”. Skala przemocy systemowej wobec osób w ciąży jest masowa, bez względu na to, czy poszukują dostępu do aborcji, przeżywają poronienie, rodzą dziecko czy leczą niepłodność. Oglądałyśmy ją przez 30 lat, słuchamy o niej codziennie w telefonach od kobiet i czytamy w przysyłanych przez nich historiach. Niektóre mrożą krew w żyłach, jak np. ta o trzymaniu ponad tydzień pacjentki z zarodkiem zagnieżdżonym w bliźnie po cięciu cesarskim, który został usunięty dopiero po naszym telefonie do szpitala. Albo o pękniętym jajowodzie, bo lekarze nie chcieli usunąć ciąży pozamacicznej. Myślicie, że to dlatego, że są niedouczeni? Nie, dlatego, że bardziej cenią swój spokój niż dobrostan pacjentki.
Nie jesteśmy w tym wołaniu same. Wystarczy poczytać raporty Fundacji Rodzić Po Ludzku lub decyzje Rzecznika Praw Pacjenta.
I chcemy podkreślić jedną rzecz: bez względu na to, ile byłoby takich przypadków, zawsze jest to o jeden za dużo.
Oczywiście, że są fajni, profesjonalni i empatyczni lekarze i lekarki ginekologii. Same z nimi współpracujemy. W artykule Dziennika Gazety Prawnej nr 18 (5680) z dnia 27 stycznia 2022 r. pojawia się informacja, że w 2021 roku odbyły się w Polsce 423 indukcje poronienia – w większości chodzi o aborcję. Ktoś przecież te aborcje musiał wykonać.
Jesteśmy wdzięczne tym lekarzom i lekarkom za to, co robią. Można powiedzieć, że po prostu wykonują swój obowiązek. To prawda, ale w dzisiejszych czasach nawet taki lekarz to wyjątek na wagę złota. Poza tym Ci lekarze wykonują nie tylko swoją pracę, ale także za tych kolegów z całej Polski, którym łatwiej jest odesłać pacjentkę z kwitkiem.
Ten 10% pomagających lekarzy należy do naszej sieci, ma z naszej strony zapewnioną bezpłatną pomoc prawną, nigdy jednak nie postawiono im żadnych zarzutów. Mimo szumnych zapowiedzi kontroli w Szpitalu Bielańskim, po tym jak nagłośniłyśmy ją w mediach, kontrola się nie odbyła.
Apelujemy do pozostałych 90% ginekologów i ginekolożek: bądźcie jak lekarze z naszej sieci. Nie bójcie się stawiać pacjentek na pierwszym miejscu. Prawo Wam na to pozwala, a złożona przysięga obliguje. Promujcie pozytywny obraz swojego zawodu. Bo ten negatywny nie wziął się znikąd. Wymagajcie pomocy ze strony samorządu lekarskiego, konsultantów i Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników. Przecież Wy, w przeciwieństwie do pacjentek, macie tę siłę.
W razie pytań, kontaktujcie się z nami: federacja@federa.org.pl.
Ponawiamy też nasz apel do Polskiego Towarzystwa Ginekologów i Położników, samorządu lekarskiego i konsultantów krajowych i wojewódzkich ds. położnictwa i ginekologii o natychmiastowe:
- poparcia dla projektu ustawy ratunkowej i projektu ustawy „Legalna Aborcja. Bez Kompromisów”;
- wydania wytycznych dot. aborcji ratunkowej i konieczności konsultacji decyzji z pacjentką;
- zorganizowania szkoleń dla lekarzy i lekarek normalizujących aborcję, uczących jej najnowocześniejszych metod i komunikacji z pacjentkami.