Kaja Godek ogłosiła niedawno, że prowadzona przez nią Fundacja Życie i Rodzina rozpoczęła proces zbierania podpisów pod nowym obywatelskim projektem. Akcja miałaby zakończyć się wprowadzeniem zakazu informowania o przerywaniu ciąży. Ten niejasny zapis ma, zdaje się, oznaczać zakaz publikacji broszur o aborcji farmakologicznej czy informowania skąd zamówić tabletki do – podkreślmy – legalnego przerwania niechcianej ciąży w domu.
Prawo w różnych częściach świata pełne jest absurdów – na przykład w amerykańskim stanie Alaska obowiązuje zakaz pojenia łosi napojami alkoholowymi. Ale nawet pijane łosie blakną przy nowej inicjatywie pani Godek. Największa przeciwniczka kobiet tym razem przeszła samą siebie.
Po pierwsze – przerwanie własnej ciąży jest w Polsce legalne do 22 tygodnia. Każda osoba może podjąć decyzję o przerwaniu ciąży, ma także prawo wiedzieć gdzie i jak aborcję przeprowadzić. Projekt Fundacji Życie i Rodzina ma pozbawić wszystkich dostępu do systemów wsparcia i sprawdzonych źródeł informacji. Ma utrudnić, odebrać wsparcie, zastraszyć. Ma być karą dla każdej, która robi to, z czym Kaja Godek prywatnie się nie zgadza. Czy członkowie komitetu inicjatywy ustawodawczej planują zgłaszać do sądu każdą osobę, która udostępni numer infolinii aborcyjnej? Albo te z nas, które pożyczą koleżance broszurę o przebiegu domowej aborcji? Taka wizja to nie tylko mrzonka, ale chęć bezsensownego dociążenia i tak ledwo funkcjonującego w Polsce systemu sądownictwa. Co gorsza – dyktowana widzimisię kilku osób chcących wpływać na miliony Polek.
Po drugie – pomysł wprowadzenia zakazu mówienia o aborcji to po prostu cenzura. Proponowany projekt jasno pokazuje, że w oczach Kai Godek swoboda wypowiedzi obejmuje tylko ją i jej zwolenników. Dla zyskania wpływu w małej grupce fundamentalistów, Fundacja Życie i Rodzina nie cofa się przed (daremną) próbą zamknięcia nam ust. Co najmniej niepokojącym znajdujemy fakt, że robi dobrze znanymi z historii metodami ograniczania wolności słowa.
Po trzecie i ostatnie – projekt zakłada, że aborcja jako powszechne zjawisko społeczne byłaby bardziej obwarowana zakazami niż promowanie systemów totalitarnych. Sądzimy, że to akurat komentuje się samo.
Akcje pomocowe i siostrzeństwo nie znikną przez kolejny wymysł fundamentalistów, którzy lubią wchodzić innym z butami w życie. Zespołowi Fundacji Życie i Rodzina gratulujemy naiwności i usilnej walki z wiatrakami, jednak aborcje były, są i będą (w przeciwieństwie do hipotetycznych stad pijanych łosi). Proponowane prawo byłoby więc jeszcze bardziej absurdalne niż to w Alasce – i jest to jego jedyne osiągnięcie.
Na koniec, korzystając ze sposobności, przypominamy o naszej broszurze o aborcji farmakologicznej. I wracamy do pracy.