Marina Jaworska, Ukrainka od dwóch lat mieszkająca w Polsce, była w 17. tygodniu ciąży. Podczas badania USG lekarz – znany warszawski ginekolog – powiedział jej, że najprawdopodobniej urodzi dziewczynkę. Nie wspomniał, że płód nie ma czaszki, co nazywane jest akranią.
Wadę zdiagnozowała inna ginekolożka, to był 30. tydzień ciąży. W tym momencie rozpoczęła się gehenna Mariny, w trakcie której jednak cały czas wspierała ją Fundacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny FEDERA. Sprawą Mariny zajęła się prawniczka FEDERY Kamila Ferenc. Historię nagłośniła dziennikarka TVN24 Marta Warchoł, w reportażu „Miała mieć na imię…”.
Płód za akranią nie ma szans na przeżycie. Wady w żaden sposób nie da się uleczyć, jest ona śmiertelna. Dziecko bez czaszki nie widzi, nie słyszy, nie ma z nim kontaktu. Głowa kończy się na wysokości oczu, w miejscu czaszki jest olbrzymia, krwawa rana. Płód z akranią umiera w trakcie porodu lub tuż po.
Marina nie chciała kontynuować ciąży, bo każdy kolejny dzień umacniał jej więź z dzieckiem, które i tak miało umrzeć. Miała depresję i myśli samobójcze. Otrzymała zaświadczenie od psychiatry, który stwierdził, że kontynuacja ciąży może zagrażać jej zdrowiu i życiu. W 31. tygodniu ciąży zgłosiła się do Szpitala Specjalistycznego „Inflancka” w Warszawie, ale odmówiono jej przerwania ciąży. Sytuacja zmieniła się, gdy z urlopu wrócił dyrektor placówki – prof. Łukasz Wicherek. Lekarze wywołali poród w 33. tygodniu, dziecko urodziło się martwe. Marina nie chciała na nie spojrzeć, bo jak twierdzi „nie przeżyłaby tego”.
Restrykcyjne prawo antyaborcyjne sprawia, że kobiety mają utrudniony dostęp do rzetelnych badań prenatalnych i ustawowej aborcji. Nie godzimy się na to. W każdym szpitalu w Polsce pacjentki powinny mieć możliwość egzekwowania swoich praw. Jeśli macie z tym jakikolwiek problem, zgłoście się do FEDERY, informujcie media. FEDERA zawsze pomoże i zawsze będzie stała na straży Waszych praw.
Zdjęcie okładowe: TVN24